Kot w domu
Wolny weekend i cały dzień z aparatem, tylko to przeziębienie… ale pomysł zawsze się znajdzie. Tym razem pora pouganiać się z mruczkiem i ustawić go przed obiektywem, a raczej czarną damę (Anitka). Kocia fotografia znajduje się w zbiorze tematów bardzo urokliwych i słodkich, ale jednocześnie na swój sposób trudnych. Nasze mruczki lubią komfort i swobodę, pomimo to nie potrafią przez dłuższą chwilę utrzymać uwagi. To one wybierają miejsce, a nie fotograf. Wierzcie mi, zadanie to okazało się sporym wyzwaniem.
Kocie przygotowania
Na początku podszedłem do tematu ze spokojem. Szukałem miejsca, odpowiedniego światła, czy przyjemnej dla oka kompozycji. Przygotowałem sprzęt, wybrałem obiektywy i wielce uradowany ruszam do działania. Szukam, gdzie ta bestia się schowała, a ta pogrążona we śnie otulona moimi ubraniami. Ejjj… dopiero co latałaś po pokoju. Cóż spróbuje za kilka minut. Jak się później okazało nie minut, a parę godzin. Narzekać nie wypada, bo jak to mówią fotografia wymaga poświęcenia i cierpliwości. Przez ten czas dobrałem wszystkie parametry aparatu, jak się okazało to była dobra decyzja, bo czasu na dobre ujęcie może być bardzo mało. Pobudka mruczka i czas ruszać na domowe łowy.
Kot to nie model
Mruczek, że tak powiem łagodnie na modela się kompletnie nie nadaje. Gdzie go nie usadzisz to ten i tak zmieni pozycje. Koty mało się przejmują tym co im każesz zrobić, a o pozowaniu zapomnij. Przekupywanie łakociami… żeby to było tylko takie proste. Aby zrobić dobre zdjęcie trzeba podążać za obiektem i najlepiej tak, żeby nie widział, że coś kombinujemy.
Rezultaty sesji
Po wielu godzinach tułaczki po mieszkaniu i zrobieniu dziesiątek zdjęć mam efekty. Zapraszam do oglądania.